Zgłoś nadużycie! Panie Boże ty jesteś wszechmocnie dobry,ty kochasz każdego człowieka i znasz jego myśli. Skruszonym sercem proszę przyjmij mą duszę gotowa ci służyć w życiu doczesnym i mi, aby zawsze była czysta i nieskalana, a moją myśl uwolnij od wszelkiego przyzwyczajenia do grzechu. Amen. 8 votes Thanks 8
Dołącz do nas i ucz się w grupie. Pomocy to na jutro.Napisz modlitwę, w której wyrazisz gotowość ofiarowania się bogu.Modlitwa i wspólnota - droga ku Bogu, Dariusz Michalski SJ W naszym rozgadanym świecie zazwyczaj spędzamy razem czas, rozmawiając. Czujemy się lepiej, dzieląc się doświadczeniami, omawiając interesujące problemy czy spierając się na temat aktualnych spraw. Dzięki bardzo aktywnej słownej wymianie poglądów próbujemy nawzajem się odkrywać. Często jednak przekonujemy się, że słowa działają bardziej jak mury niż jak bramy, są raczej sposobem zachowania dystansu niż zbliżenia się. Często — nawet wbrew naszym pragnieniom — stwierdzamy, że współzawodniczymy ze sobą. Staramy się udowodnić sobie nawzajem, że warto na nas zwrócić uwagę, że mamy do pokazania coś, co czyni z nas kogoś szczególnego. Praktyka wspólnoty pomaga nam razem milczeć. To wyćwiczone milczenie nie jest milczeniem żenującym, ale ciszą, kiedy wspólnie zwracamy uwagę na Pana, który nas razem wezwał. W ten sposób poznajemy siebie nawzajem nie jako ludzie, którzy przywierają kurczowo do zbudowanej przez siebie tożsamości, ale jako ci, którzy są kochani przez tego samego Boga w bardzo intymny i niepowtarzalny sposób. módl się i nie ustawaj (Łk 18, 1) Wprowadzenie Życie duchowe jest zaproszeniem skierowanym przez Boga do każdego z nas, aby swoje życie zarówno w wymiarze indywidualnym jak i wspólnotowym przeżywać w relacji do Boga. Nie jest możliwe nawiązywanie i podtrzymywanie tej relacji w ciągu dnia, w ciągu tygodnia czy całego roku jeśli nie znajdziemy na nią szczególnych chwil zażyłości i bliskości. To tak jak w małżeństwie: małżonkowie potrzebują intymnych chwil przebywania ze sobą, wzajemnej rozmowy, słuchania i mówienia, chwil tylko dla siebie. Jeśli we wzajemnym przebywaniu ze sobą małżonków cały czas towarzyszą im inne osoby jak dzieci, bliscy, przyjaciele i znajomi, a zabraknie chwil sam na sam to takie małżeństwo jest na najlepszej drodze do rozpadu. Niestety nasza relacja do Boga przypomina często takie właśnie nieudane małżeństwo: wokół nas cały czas są inni ludzie, sprawy do załatwienia. Może nawet rozmawiamy z Bogiem, ale nigdy sam na sam. Może się modlimy, ale wyłącznie we wspólnocie np. uczęszczamy na Eucharystię może nawet codziennie, ale boimy się medytacji czy innej formy przedłużonej osobistej modlitwy. Boimy się chwil sam na sam. Boimy się milczenia, większej zażyłości, bliskości i intymności z Bogiem. Z drugiej strony przeżywamy wewnętrzny konflikt, gdyż nasze wnętrze zostało tak stworzone, że nieustannie poszukuje i pragnie Boga. Na szczęście nie możemy zagłuszyć tej potrzeby w sobie. Nie umiemy jej z siebie wyrzucić raz na zawsze. Stąd nawrócenia niektórych osób po wielu, wielu latach, gdy ostatecznie przyznają rację swoim wewnętrznym pragnieniom i tęsknotom. Dyscyplina modlitwy Tomasz Merton powiedział kiedyś, że prawdziwa zmiana życia dokonuje się wtedy, gdy przyznajemy pierwsze miejsce modlitwie, samotności i milczeniu. Życie modlitwy jest konieczne by móc iść za Bogiem, a nie za sobą lub za złym duchem. Życie modlitwy wymaga pewnych zasad, tak jak wszystko do czego chcemy dojść, co chcemy osiągnąć. Ktoś mądrze powiedział: aby zło się rozwijało wystarczy nic nie robić. Ja bym dodał: zło się rozwija nawet wtedy, gdy działamy i służymy, ale gdy czynimy to bez zasad, gdy naszym działaniem nie kieruje dobry duch ale całkowita dowolność, albo inaczej wyłącznie przyjemność. Nie chodzi o surowość w przestrzeganiu zasad. One są potrzebne jeśli modlitwa ma nas prowadzić do Boga i pomagać nam przekraczać nas samych. Nie wystarczy bowiem przyznać rację: tak, potrzebuję się modlić. To jeszcze za mało. Wraz z takim stwierdzeniem jest potrzebne uznanie: potrzebuję zasad, ram modlitwy, których będę się trzymał. I tu z pomocą przychodzą nam doświadczenia innych chrześcijan. Po pierwsze modlitwa musi być regularna. Ojcowie pustyni mówili, że człowiek, albo się modli cały czas, albo się wogóle nie modli. Żebyśmy jednak modli dojść do postawy nieustannej modlitwy jest nam potrzebny szczególny czas w ciągu dnia tak, jak to opisuje Henri Nouwen: Jedynym rozwiązaniem będzie tu plan modlitw, którego nigdy nie zmienisz bez zasięgnięcia rady twojego duchowego kierownika. Ustal rozsądną porę, a gdy to zrobisz, trzymaj się jej za wszelką cenę. Uczyń z modlitwy swoje najważniejsze zadanie. Niech każdy wokół ciebie wie, że jest to jedyna rzecz, której nigdy nie zmienisz, i módl się zawsze o tej samej porze. Ustal dokładne godziny i trzymaj się ich. Wyjdź od znajomych, kiedy zbliża się ta pora. Po prostu niech wtedy będzie dla ciebie niemożliwa jakakolwiek praca, nawet gdyby wydawała ci się pilna, ważna i decydująca. Kiedy będziesz wierny temu postanowieniu, powoli się przekonasz, że nie ma sensu myśleć o wielu problemach, ponieważ i tak nie można ich rozstrzygnąć w tym czasie. I wtedy powiesz sobie w czasie tych wolnych godzin: Ponieważ nie mam teraz nic do roboty, mogę się modlić. I tak modlitwa stanie się równie ważna jak jedzenie i spanie; wolny czas, przeznaczony na to stanie się czasem uwalniającym, do którego przywiążesz się w dobrym sensie tego słowa. A więc modlitwa wymaga dyscypliny, regularności. Modlitwa jest ćwiczeniem duchowym, które trzeba podejmować regularnie. Nie można modlić się tylko wtedy, gdy przyjdzie mi na to ochota. Gdy będziemy podejmować modlitwę jedynie w chwilach przyjemnych, gdy nam to będzie pasować i odpowiadać, to nie nauczymy się wytrwałości w dobrym, stawiania Boga na pierwszym miejscu. Łatwo jest stanąć przy Bogu, gdy wszystko idzie łatwo i przyjemnie. Trudno staje się przy Bogu, gdy wszystko wokół nas temu się sprzeciwia, ale to właśnie jest wierność, to właśnie jest wyrabianiem w sobie cnoty. To właśnie jest umniejszaniem siebie, swojej woli, po to, by On mógł w nas wzrastać. Jest to postawa robienia Bogu miejsca w nas samych w porę i nie w porę, to co tak pięknie określił ks. Twardowski pisząc: do Boga się idzie odchodząc od siebie. Tego możemy uczyć się ćwicząc się duchowo, podejmując dyscyplinę modlitwy w wyznaczonych uprzednio na to porach. Najważniejsze jest bycie Kolejną zasadą w praktyce modlitwy jest skupianie się na byciu. Dziś jest to dla nas prawie niemożliwe do zrozumienia. Jak to mamy po prostu być, po prostu trwać przy Bogu? I co? Nic nie robić? O niczym nie myśleć? Tak, właśnie tak. Mamy jedynie wpatrywać się w Boga czyli kontemplować Go. Mamy być kontemplacyjni w działaniu. Działania nam nie brakuje, zdecydowanie mamy braki z kontemplacją. Dlaczego mamy być milcząco zapatrzeni w Boga? Bo taka postawa jest obszarem, gdzie nasze serce uczy się miłować, kochać, a nie robić, być aktywnym, wydajnym, efektywnym jak cały świat wokół nas. Nasze serca są zbolałe (ileż wokół nas i w nas depresji, przybicia, neurotycznych postaw), bo cały czas gdzieś pędzimy, coś robimy, czymś się zajmujemy. Popadamy w uzależnienie od bycia aktywnymi. Jak ciężko jest się na chwilę zatrzymać i nic nie robić! Za nasze zapędzenie i nieustanne zajmowanie się płacimy ogromną cenę: tracimy poczucie bezinteresowności zarówno w stosunku do Boga, do siebie jak i do innych. Do Boga: bo nie wierzymy, że można trwać na modlitwie przy Bogu. Nie wierzymy, że można po prostu być. Uważamy to za stratę czasu. Przecież nic się nie dzieje. Owszem, „nic się nie dzieje”, ale przecież z takiej modlitwy wychodzę uspokojony, radosny, pełniejszy ufności do Boga, z wiarą w siebie i w innych. Tracimy poczucie bezinteresowności w stosunku do siebie: bo zaczynamy myśleć „przecież dziś nic nie zrobiłem, a więc nie jestem wart i godzien być tym, kim jestem”. „Przecież coś jest ze mną nie w porządku!”. Liczy się tylko moje działanie. Kogo obchodzi moje bycie, moje istnienie. Trzeba być zauważonym, ważnym. A przecież Jezus w Ewangelii do tego nie nawoływał, a jednak tak żyjemy! Niezgodnie z Ewangelią. To, co ukazuje nam Pismo św. to obraz Jezusa, który samotnie wychodzi na modlitwę. Co za smutny obraz chrześcijanina ukazujemy swoją postawą. Obraz człowieka wierzącego (ale w co? - a może powinniśmy zapytać: w Kogo?), który na własną rękę walczy o sukces, władzę i bycie zauważonym, porzucając bezinteresowność w stosunku do siebie, cierpiąc na dojmujący brak akceptacji siebie, poniżanie siebie w swoich własnych oczach. I w końcu brak poczucia bezinteresowności w stosunku do innych: widoczny może najbardziej w relacji do tych, po których nie możemy się spodziewać żadnej nagrody, żadnej korzyści. Mam tu na myśli chorych, niepełnosprawnych, ale i zdrowych, dla których trudno jest nam tracić czas i uwagę. Jakże często uciekamy od bycia w relacjach rzucając jako usprawiedliwienie: nie mam czasu, muszę iść. Nasze serca są zbolałe bo zapominamy o wartości bycia, o tym, co w nas najistotniejsze. Bycie – chwalenie Boga Z pomocą przychodzi nam modlitwa. Niemiecki jezuita, Karl Rahner powiedział znamienite słowa: Chrześcijanin trzeciego tysiąclecia albo będzie mistykiem, albo go wogóle nie będzie. Modlitwa jest szkołą miłości, jest trudną, ale konieczną szkołą bycia człowiekiem: uczy nas być przed Bogiem i z Bogiem. Uczy nas, że Bóg nas przyjmuje i chce nas takimi, jakimi jesteśmy. Uczy nas, że najważniejszą wartość stanowi nasze bycie i bycie innych. Jeśli to bycie nie zostanie uznane za dar i łaskę, to nieustannie będziemy starali się poprawiać Boga tak jak to uczynili Adam i Ewa w Raju niedowierzając, że Bóg uczynił ich pełnymi. Chcieli poprawiać stworzenie, świat, swoje istnienie bo byli przekonani, że Bóg coś przed nimi zakrył – w tym przypadku drzewo życia i śmierci. Dali się zwieść złemu duchowi, że są niepełni, wybrakowani. Ileż zła w naszym życiu rodzi się z przekonania, że coś jest z nami nie w porządku. Jeśli tak żyjemy, to nie umiemy oddać chwały Bogu swoim istnieniem, swoim życiem. A przecież samo nasze istnienie jest oddawaniem chwały Bogu: usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę mówi Psalm 8. Może największym problemem wiary dzisiejszego człowieka jest niewiara w siebie, w dobro, które Bóg w nas złożył? Czyli podważanie samego aktu stworzenia. Ktoś mądrze powiedział: nie można wierzyć w Boga nie wierząc w siebie. Modlitwa i wspólnota Jesteśmy zaproszeni przez Boga, aby wsłuchiwać się w Jego życiodajne słowo, w to słowo, które stworzyło świat i dalej go podtrzymuje w istnieniu i w dobru. W Księdze Rodzaju czytamy, że Bóg błogosławił Adamowi i Ewie „mówiąc do nich”. Bóg nieustannie do nas mówi. Naszym zadaniem jest słuchać Boga. Dokonuje się to zarówno w czasie modlitwy indywidualnej, gdy osobiście spotykamy się z Bogiem, jak i wtedy, gdy modlimy się wspólnie. Zadaniem każdej wspólnoty chrześcijańskiej jest umacnianie się w słuchaniu i przyjmowaniu Słowa Bożego. Widzimy to w każdej liturgii, gdy zbieramy się często z zupełnie obcymi osobami po to, by słuchać Boga. Bóg mówi do nas nie tylko indywidualnie, ale także ma słowo dla wspólnoty, którą tworzymy: dla wspólnoty rodzinnej, zakonnej, wspólnoty chrześcijańskiej formacyjnej i apostolskiej. Jedna i druga forma modlitwy uzupełniają się. Stąd konsekwencje: jeśli przychodzę na spotkania wspólnoty formacyjnej i apostolskiej, a w swojej codzienności zarzuciłem praktykę regularnej, przedłużonej modlitwy to jak mam żyć postawą otwarcia na słowo i słuchania słowa, które Bóg kieruje do całej wspólnoty? Jak mam być otwarty na drugiego człowieka, skoro jestem zamknięty na Boga? W takiej sytuacji powszechnym zjawiskiem będzie narzucanie wspólnocie swojego własnego słowa, swoich przemyśleń, ocen, punktów widzenia lub swojej własnej jedynej i słusznej interpretacji słowa Bożego. Spotkanie wspólnoty chrześcijańskiej to spotkanie wokół Słowa Boga: na Eucharystii, na medytacji, na dzieleniu się. Ale w centrum tych duchowych ćwiczeń zawsze będzie stało Słowo Boga, a nie słowo ludzkie. Modlitwa osobista i modlitwa wspólnotowa mają się nawzajem wspierać i uzupełniać w dojrzałym życiu duchowym. Wierzymy, że Bóg przychodzi do nas nie tylko, gdy jesteśmy zamknięci w swojej izdebce na modlitwie. Uczymy się Boga, który przychodzi do nas przez innych. Wierzymy, że inni w naszej wspólnocie mogą świadczyć o Bogu żywym i prawdziwym, działającym w naszym świecie poprzez ich wrażliwe obserwacje i dzielenie się nimi. Modlitwa wspólnotowa uczy nas otwierania się na przychodzenie Boga do nas w bardziej zaskakujący sposób, tak, jak tego byśmy pewnie nie doświadczyli w wymiarze indywidualnym. Zadaniem wspólnoty jest więc nauczyć poszczególnych jej członków otwarcia się na słowo Boże, a to zawsze łączy się z wzajemnym otwarciem się na siebie. Nie można otworzyć się na Boga i pozostać zamkniętym na ludzi. Kiedyś Tomasz Merton podał przykład: jeśli wyobrazimy sobie wspólnotę jako krąg ludzi skupionych wokół Jezusa stojącego w centrum, to jeśli każdy z nas zacznie się przybliżać do Boga, to jednocześnie zacznie przybliżać się do innych. Trudności, których doświadczamy w czasie bycia ze sobą we wspólnocie np. krytykowanie i ocenianie innych zamiast próby ich zrozumienia, mogą być oznaką tego, że w naszej codzienności mamy duże problemy z prawdziwą modlitwą. Jeśli pośród codzienności nie praktykujemy postawy słuchania Boga, to jak mamy Go przyjąć przychodząc na spotkanie wspólnoty? Oczywiście zajmiemy dokładnie tę samą postawę do jakiej się przyzwyczailiśmy pośród naszej codzienności: zamknięcia na drugiego, niezależnie czy to będzie Bóg czy drugi człowiek. Nie można kochać Boga, którego się nie widzi nie kochając bliźniego, którego się widzi. Jeszcze raz powołam się na słowa Henri Nouwena: W naszym rozgadanym świecie zazwyczaj spędzamy razem czas, rozmawiając. Czujemy się lepiej, dzieląc się doświadczeniami, omawiając interesujące problemy czy spierając się na temat aktualnych spraw. Dzięki bardzo aktywnej słownej wymianie poglądów próbujemy nawzajem się odkrywać. Często jednak przekonujemy się, że słowa działają bardziej jak mury niż jak bramy, są raczej sposobem zachowania dystansu niż zbliżenia się. Często — nawet wbrew naszym pragnieniom — stwierdzamy, że współzawodniczymy ze sobą. Staramy się udowodnić sobie nawzajem, że warto na nas zwrócić uwagę, że mamy do pokazania coś, co czyni z nas kogoś szczególnego. Praktyka wspólnoty pomaga nam razem milczeć. To wyćwiczone milczenie nie jest milczeniem żenującym, ale ciszą, kiedy wspólnie zwracamy uwagę na Pana, który nas razem wezwał. W ten sposób poznajemy siebie nawzajem nie jako ludzie, którzy przywierają kurczowo do zbudowanej przez siebie tożsamości, ale jako ci, którzy są kochani przez tego samego Boga w bardzo intymny i niepowtarzalny sposób. Zdrowe doświadczenie wspólnoty będzie mnie zawsze prowadzić do doświadczenia Bożej miłości: tego, że jestem kochany i że jako wspólnota możemy razem tej miłości doświadczać. Zakończenie W moim przekonaniu doświadczenie modlitwy jako praktyki sztuki bycia, słuchania, trwania w Bożej obecności jest fundamentalne dla zdrowia duszy i ciała, dla radosnych i pokojowych relacji z innymi, dla odważnego wyrażania siebie nawet w sytuacjach krytyki czy też zamknięcia ze strony innych. Niestety moje doświadczenie młodego kapłana doprowadziło mnie do sformułowania smutnej tezy: Chrześcijan jest najtrudniej nakłonić do modlitwy. Można wiernych przekonać do wielu praktyk religijnych, wielu akcji charytatywnych itp., ale najtrudniej jest skłonić wyznawców Jezusa do bycia z Nim, przebywania i słuchania Go. Dzisiejsza neurotyczna kondycja ludzi żyjących w tzw. świecie cywilizowanym jest ogromnym krzykiem głodu za modlitwą. Czy umiemy sobie uświadomić nasze najgłębsze pragnienia i pójść za głosem serca? Czy umiemy przyznać rację największej tęsknocie: za wzajemnym uznaniem siebie w miłości – indywidualnie i wspólnotowo? Tego możemy się nauczyć jedynie na modlitwie, która wymaga od nas wiele trudu i zaparcia, ale uczy nas szczęśliwego i radosnego bycia ze sobą i dla innych. To jest możliwe. Sam tego doświadczam od czasu, gdy modlę się regularnie i proszę Boga, aby zachował we mnie tę łaskę modlitwy. Życzę Wam odwagi w podjęciu regularnej i przedłużonej osobistej modlitwy. W moim przekonaniu to właśnie wierność modlitwie poszczególnych członków wspólnoty czyni z niej miejsce, w którym Bóg może objawiać się jako przyjaciel człowieka, jako Jego Pan i Stwórca. Dariusz Michalski SJNapisz modlitwę, w której oddasz swoje życie Panu Bogu 2011-09-22 18:48:06 Dziękuje panu bogu za? 2011-09-27 12:54:01 Ułóż modlitwę , w której podziękujesz Panu Bogu za opiekę. 2013-11-02 19:03:43 Transkrypcja audio Dzisiejsze pytanie dotyczy modlitwy i brzmi: Co oznacza nakaz „nieustannie się módlcie”? Radykalne życie Sprawdźmy nieco kontekst w jakim znajduje się nasz tekst, ponieważ kontekst mówi wiele istotnych rzeczy na temat tego krótkiego wyrażenia. Oto 1 Tesaloniczan 5:15: „Uważajcie, aby nikt nikomu nie odpłacał złem za zło, ale zawsze [zauważ to słowo zawsze] dążcie do tego, co dobre dla siebie nawzajem i dla wszystkich”. Zaczynam tutaj od wersetu 15, żebyśmy zobaczyli, że brzemię Pawła nie jest zaledwie rodzajem osobistej pobożności, kiedy mówi on o modlitwie. To jest radykalne wezwanie do miłości wbrew naszej naturze i kulturze. Nie odpłacaj ludziom złem za zło. Czyń zawsze i wszystkim dobro. W 1 Tesaloniczan 5:16 Paweł mówi „Zawsze się radujcie”, co nie ma być rodzajem emocjonalnej reakcji w odpowiedzi na bycie źle potraktowanym albo dlatego, że ktoś jest traktowany lepiej. Może jesteś zraniony. Może pogardzony. Może jesteś w więzieniu niesprawiedliwie. Paweł posiada naprawdę zdumiewający, nadprzyrodzony sposób na życie. Będąc traktowanym źle – odpłacać dobrem za to zło i robić to cały czas radując się. Zawsze. Zawsze czyniąc dobro tym, którzy czynią ci zło, zawsze się radując. To jest niesamowite. Życie w kategoriach “zawsze” i “nieustannie” A potem pojawia się zwrot „Nieustannie się módlcie” (1 Tesaloniczan 5:17). Jeżeli takie życie wydaje ci się trudne, życie w nieustannej modlitwie – to Paweł daje konkretny przykład takiego typu modlitwy w 1 Tesaloniczan 5:18. To nie jest tylko modlitwa „Panie, pomóż”, którą to oczywiście byśmy się modlili cały czas. Panie, potrzebuję pomocy, aby żyć w taki sposób. Ale on kontynuuje i mówi: „Za wszystko dziękujcie. Taka jest bowiem wola Boga w Chrystusie Jezusie względem was” (1 Tesaloniczan 5:18). Brzemię Pawła nie jest zaledwie rodzajem osobistej pobożności, kiedy mówi on o modlitwie. Nie zapominajmy o dwóch rzeczach związanych z tym kontekstem. Pierwsza to słowa „wszystko” oraz „zawsze”: „Zawsze dążcie do tego, co dobre dla siebie nawzajem i dla wszystkich”. „Zawsze się radujcie”. „Zawsze się módlcie [lub nieustannie]”. „Zawsze dziękujcie [lub za wszystko]”. Drugim spostrzeżeniem związanym z kontekstem jest to, że wydaje się tam pojawiać pogłębienie odpowiedzi na pytanie „Jak? Jak żyć?”. Odpowiedź: zawsze dążcie do tego, co dobre dla wszystkich, nawet jeżeli oni nie czynią dobrze wobec ciebie. Jak? Zawsze się raduj. Znajdź radość w czymś poza tym, jak jesteś traktowany. Jak? Zawsze się módl. Jak? Niech twoim nastawieniem będzie ciągła wdzięczność Bogu. Trzy znaczenia Więc co oznacza „nieustannie się módlcie” w tych kontekstach? Widzę tutaj przynajmniej trzy znaczenia. 1. Duch zależności Po pierwsze, oznacza to, że jest duch zależności, który powinien przenikać wszystko, co robimy. To jest właśnie duch i esencja modlitwy: zależność. Więc nawet kiedy nie rozmawiamy świadomie z Bogiem, to posiadamy głęboką, stałą zależność od Niego. Zależność, która jest wpleciona w samą esencję naszej wiary. W tym sensie się modlimy. Nieustannie odczuwamy ducha zależności i myślę, że tego rodzaju nastawienie leży u podstaw tego co stwarza Bóg, kiedy stwarza On chrześcijanina. 2. Wielokrotnie i często Drugim znaczeniem, które posiada ten zwrot (i myślę, że o to przede wszystkich chodzi Pawłowi w tym fragmencie) jest to, iż nieustanna modlitwa oznacza modlenie się wielokrotnie i często. Opieram to na sposobie, w jaki użył on słowa nieustannie (po grecku adialeiptōs) w Rzymian 1:9. Posłuchajcie, jak używa on tego słowa opisując wyrażenie “nieustannie”. Mówi: „Świadkiem mi bowiem jest on Bóg, któremu służę w duchu moim w Ewangelii Syna jego, iż bez przestanku [adialeiptōs] wzmiankę o was czynię”. To jest właśnie duch i esencja modlitwy: zależność. Możemy być pewni, że Paweł nie czynił wzmianki o Rzymianach w każdej minucie czy sekundzie w trakcie swoich modlitw lub w ciągu każdego dnia, czy też w każdym ze swoich nauczań. Modlił się i mówił o wielu innych rzeczach poza Rzymianami. Ale często czynił o nich wzmianki. Robił to regularnie. Więc on mówi „nieustannie was wspominam”. To nie znaczy, że zawsze, w każdej sekundzie robił o nich wzmianki słowne lub w swoich myślach. Ale to znaczy, że raz za razem, zawsze, wielokrotnie, bez uchybień, kiedy klękam, ja się o was modlę. Myślę, że właśnie to on ma na myśli poprzez „nieustannie się módlcie” – wielokrotnie i często. 3. Pozostając niezłomnymi Trzecią rzeczą, którą wydaje mi się, że on miał na myśli jest to: nie zaniechanie modlitwy. “Nieustannie” oznacza, że nigdy nie znajdziesz się w takim miejscu w swoim życiu, kiedy powiesz, „Modlitwa nie działa. Mam dość. Kończę z modlitwą”. To byłoby całkowitym przeciwieństwem słowa „nieustannie”. To oznacza, „Nigdy tego nie zrób. Nigdy nie znajdź się w takim miejscu”. Więc kluczem do nieustannego radowania się jest ciągła modlitwa – to znaczy zawsze opieranie się na Bogu i częste, wielokrotne wołanie do Niego. Nigdy nie rezygnuj z szukania pomocy u Niego. Wielokrotnie w ciągu dnia przychodź do Niego i rób to często. Spraw, żeby domyślnym stanem twojego umysłu była tęsknota za Bogiem i wdzięczność Bogu. Zdyscyplinowanie w modlitwie Jeszcze jedna, ostatnia rzecz. Myślę, że może okazać się pomocne zwrócenie uwagi na to, iż nieco dyscypliny związanej z regularnymi godzinami modlitwy w ciągu dnia, podtrzymuje przy życiu „nieustanną” modlitwę. Słyszałem od wielu ludzi, że chcą oni modlić się spontanicznie. Zawsze chcą być w duchu modlitwy. Nie potrzebują określonego czasu na modlitwę. Mówią, że takie zachowanie jest legalistyczne. Myślę, że taka postawa jest absurdalna. Myślę, że jest ona niebiblijna i nierealna, jeżeli tylko znamy siebie. Ponieważ to właśnie zdyscyplinowane, regularne godziny modlitwy tworzą w nas takiego ducha, który pozwala nam radować się, godzina po godzinie, spontanicznym chodzeniem z Bogiem. Kluczem do nieustannego radowania się jest ciągła modlitwa. Stary, poczciwy Daniel w Starym Testamencie jest tego wspaniałym przykładem, ponieważ wiemy, że w krytycznie kryzysowych momentach swojego życia ofiarował Bogu krótkie, śpieszne modlitwy: „O Boże, pomóż mi. Zostałem zapytany o coś, na co nie mam odpowiedzi”. Skąd się to u niego wzięło? Księga Daniela 6:10 mówi: “A gdy Daniel się dowiedział, że sporządzono to pismo, udał się do swojego domu, a miał w swym górnym pokoju okna otwarte w stronę Jeruzalemu i trzy razy dziennie padał na kolana, modlił się i wysławiał swojego Boga, jak to zwykle dotąd czynił”. To był jego nawyk. Kontynuował swój nawyk zdyscyplinowanej modlitwy trzy razy dziennie: modląc się i wysławiając „swojego Boga, jak to zwykle dotąd czynił”. Więc chodzi o to, że Daniel żył życiem, które łączyło dyscyplinę – trzy razy dziennie – ze spontanicznymi spotkaniami z Bogiem. I myślę, że tak samo powinno być z nami. Jeżeli mamy nadzieję modlić się nieustannie, dzień i noc tak, jak wzywa nas do tego Paweł, ciesząc się tego rodzaju ciągłą wspólnotą z Bogiem, i tym powtarzającym się przychodzeniem do Niego, to będziemy musieli także zdyscyplinować się wyznaczając konkretne godziny modlitwy. Wykorzystano za zgodą DesiringGod. Zapisz w zeszycie brakujące nazwy krewnych. Answer. Zaznacz kolorową kredką , które z wymienionych spraw są dla ciebie ważne. Następnie napisz modlitwę, w której powiesz o nich Bogu. Pytanie o dobrą modlitwę nie jest pytaniem o metodę. Istnieje wiele metod modlitwy, które możesz wypróbować według własnego uznania i osobistych preferencji. Natomiast niezależnie którą wybierzesz, warto byś pamiętał o 5 warunkach, które powinna spełniać każda modlitwa, jeśli ma przemieniać Twoje życie i pogłębiać Twoją relację z Bogiem. 1. Nie skupiaj się na sobie Czy Ci się to podoba czy nie, nie ma najmniejszego znaczenia, co czujesz na modlitwie. Jeśli chcesz wejść w życie modlitewne na poważnie, musisz zrozumieć przede wszystkim jedno: o jakości modlitwy nie decydują uczucia. Modlitwa może Ci iść jak burza i możesz odczuwać bliskość Boga, może iść jak po grudzie i wymagać od Ciebie wiele wysiłku, w końcu może się w ogóle nie układać i pozostawiać Cię z poczuciem wewnętrznej pustki i bezsensu. Podstawowe pytanie polega na tym, co z tymi uczuciami zrobisz. Możesz się uzależnić od tego, że na modlitwie jest Ci dobrze, ale wtedy będziesz próbował nią manipulować tak, by za każdym razem odczuwać takie emocje i jak ognia będziesz unikał sytuacji, gdy modlitwa się nie układa. Jeśli tak zrobisz, prędzej czy później zarzucisz modlitwę, bo nie da się relacji z drugą osobą ułożyć tak, by było zawsze miło, łatwo i przyjemnie. Oczywiście możesz próbować to zrobić, ale wtedy obydwoje musielibyście udawać by zachować pozory i nie zburzyć kruchego błogostanu. Tymczasem kłopot polega na tym, że Bóg nie jest zainteresowany udawaniem i w takiej sytuacji po prostu zrezygnuje z tej relacji, a Ty pozostaniesz w stanie samozadowolenia nieświadom nawet, że nie spotykasz się już z nikim tylko przeglądasz się w lustrze stworzonej przez siebie psychicznej projekcji. Ale możesz też swoją uwagę z samego siebie i swoich uczuć przekierować na osobę, z którą się spotykasz. Wtedy może nie będzie miło, łatwo i przyjemnie, ale przynajmniej będziesz miał okazję nawiązać prawdziwą relację. 2. Szczerość O ile na modlitwie nie należy się skupiać na swoich uczuciach, o tyle nie wolno udawać, że ich nie mamy. Jeśli bowiem jest ona rozmową, to by była autentyczna, potrzebna jest szczerość. Dlatego też, jeśli nie chce Ci się modlić to zamiast robić to na siłę – lub zamiast zarzucać modlitwę – po prostu powiedz Bogu, o tym, że akurat nie masz sił, chęci ani ochoty by się z Nim spotkać. Już to samo w sobie jest modlitwą. I podobnie, jeśli masz jakieś zastrzeżenia lub pretensje do Boga, to też Mu o tym powiedz. Więcej nawet, jeśli jesteś na Niego wściekły nie udawaj, że wszystko jest w porządku tylko się z Nim kłóć. Nie musisz od razu urządzać Mu karczemnej awantury, ale możesz w prostych żołnierskich słowach wyłuszczyć, co Ci nie pasuje. To nie prawda, że na modlitwie należy być cichym i pokornym i grzecznie kiwać na wszystko głową, bo przecież rzucenie Bogu w twarz, że coś Ci się nie podoba jest prawie, że bluźnierstwem, a na pewno grzechem. Tyle, że wszelkie udawanie nie ma tu sensu, bo Bóg i tak wyczuje, że coś nie gra, a Ty próbując być pobożny i nie okazywać niezadowolenia czy złości tak de facto tylko Mu ubliżysz, bo w ten sposób traktujesz Go jak naiwnego półgłówka, który niczego nie jest się w stanie domyślić. 3. Pokora By modlitwa była prawdziwa, musisz być gotowy nie tylko na to, że sam będziesz mówić, ale też na to, że możesz coś usłyszeć. A to, co usłyszysz, wcale nie musi Ci się spodobać. Przyzwyczailiśmy się do obrazu Boga jako Bozi, która jest miła, czuła, uśmiechnięta, głaszcze nas po główce i jest zawsze gotowa na spotkanie. Większości z nas nie przyszło nawet do głowy, że może być inaczej. Tymczasem, jeśli chcesz się modlić to musisz uszanować odmienność Boga i to, że nie jest On znajomym z Facebooka, który jak coś powiesz to kliknie „Lubię to”. Może się okazać, że zamiast tego da „komentarz”, który pójdzie Ci w pięty i w którym bez pardonu wyłuszczy Ci co o Tobie sądzi i bynajmniej nie będzie to opinia pochlebna. Może być też tak, że Cię zignoruje, przestanie się odzywać, albo nawet usunie z grona znajomych. Do modlitwy nie wystarczy to, że chcesz się z Bogiem spotkać. On też musi tego chcieć. I wcale nie jest pewne, że tak będzie, bo wierz bądź nie, ale Bóg też może nie chcieć z Tobą rozmawiać. Jeśli się okaże, że nie jest On zainteresowany nawiązaniem relacji, warto się zastanowić dlaczego to ma miejsce. I nie należy od razu chwytać się łatwych rozwiązań w stylu, że pewnie to z powodu, iż zgrzeszyłeś lub, że wystawia Cię na próbę. Może jest po prostu tak, że nie chce z tobą gadać, bo jesteś nudziarzem, który nie ma nic ciekawego do powiedzenia. A może nie chce rozmawiać, bo widzi, że nie chcesz słuchać. A może nie chce podejmować rozmowy, bo gdy poprzednio próbował Ci coś przekazać to i tak przepuściłeś to przez swój system pojęciowy, bo przecież jesteś przekonany, że wiesz wszystko najlepiej. Powodów może być mnóstwo, ale musisz być przygotowany, że stając na modlitwie prędzej czy później spotkasz się z milczeniem Boga. 4. Słuchanie Jeśli modlitwa jest rozmową, to zakłada, że będziesz też słuchał. Nie musisz mówić aż uda Ci się naświetlić ze wszystkich stron to co Ci leży na sercu. I to nie dlatego, że Bóg to i tak wie, tylko dlatego, że może warto posłuchać, co On ma Ci do powiedzenia. Z tego też powodu, czasami najlepszą modlitwą jest po prostu cisza, w której siedzisz i nic nie mówisz, tylko najzwyczajniej w świecie milczysz. A to dlatego, że byś mógł kogoś usłyszeć konieczne jest abyś na chwilę przerwał swój monolog i dał mu dojść do słowa. Dlatego też, warto czasem – zwłaszcza gdy modlisz się w jakiejś intencji – najzwyczajniej w świecie spytać Boga wprost: „A Ty co tym sądzisz. Jak to widzisz?”. Może nie dostaniesz odpowiedzi od razu, ale przynajmniej przestaniesz gadać, bo twój mózg po zadaniu pytania będzie oczekiwał na odpowiedź. Owszem, nie ma gwarancji, że usłyszysz wtedy Boga, ale są na to o wiele większe szanse, niż gdy Ci się usta nie zamykają. 5. Powiązanie z życiem Modlitwa nie połączona z życiem jest jak muszla klozetowa nie połączona z kanalizacją. Na dłuższą metę nie da się z niej korzystać. Martwisz się, że na modlitwie wiecznie coś Cię rozprasza? A jak ma być inaczej skoro zmuszasz swój umysł do funkcjonowania w sposób, który jest dla niego nienaturalny? Twój mózg nie jest w stanie funkcjonować na dłuższą metę w oderwaniu od treści twego życia, zawsze do nich wróci. I rozproszenia są tym właśnie: rozpaczliwą próbą podejmowaną przez umysł w celu powrotu do tego co dla niego naturalne. Są one sygnałem alarmowym, że źle się modlisz, że wprowadziłeś rozróżnienie między modlitwę i życie. Dlatego warto uważnie obserwować swoje rozproszenia i po prostu włączać je do modlitwy. Wszak, gdy się z kimś spotykamy to mówimy mu między innymi co u nas słychać, a rozproszenia to właśnie to co dla nas w tym momencie najbardziej istotne i co winno stanowić treść naszej modlitwy. W momencie gdy wprowadzisz je do swojej rozmowy z Bogiem same znikną. Przede wszystkim jednak, gdy mowa o powiązaniu modlitwy z życiem i uczynieniu życia treścią modlitwy warto pamiętać o tym, że modlitwa ma wyrastać z życia i ma mu nadawać nową jakość. Wartości modlitwy nie mierzy się poziomem uduchowienia, tym czy się latasz w powietrzu i mówisz językami, tylko tym jak zmienia się Twoje życie. Tym czy dzięki modlitwie stajesz się lepszym małżonkiem, rodzicem, dzieckiem, przyjacielem, sąsiadem, pracownikiem. Tym czy inni mogą na Ciebie liczyć w swoich upadkach i słabościach czy też mogą w nich liczyć tylko na Twoje pobożne oburzenie. G5lk5f.